Strona:PL Mark Twain - Yankes na dworze króla Artura.pdf/167

Ta strona została przepisana.

z dumnych, najpotężniejszego z potężnych — samego Sir Lancelota.
Czy była to dla mnie chwila dumy? Sądzę, że tak. Tam się znajdował Artur, Król Brytanji, i Genever, tam byli wszyscy lenni królewięta, a na pokrytem namiotami polu znani rycerze za wszystkich krajów i najbardziej wybrani — Rycerze Okrągłego Stołu — najświetniejsi w całem Chrześcijaństwie. W umyśle moim przemknął drogi obraz pewnej dziewczyny z West Hartford i pragnąłem, aby ona mogła mnie widzieć w tej chwili. Tymczasem wystąpił Niezwyciężony — wszyscy zerwali się, czyniąc pokłon w jego stronę — fatalne sznury zawirowały w powietrzu i zanim ktoś zdążył mrugnąć, ja już wlokłem Sir Lancelota poprzez pole pośród morza powiewających chustek i grzmiących na moją cześć oklasków.
Zwycięstwo było zupełne — błędne rycerstwo zginęło ostateczną śmiercią.
Triumfujący i upojony sławą siedziałem w siodle i, zwijając swoje lasso, mówiłem sam do siebie: „Zwycięstwo całkowite, nikt już nie ośmieli się wystąpić przeciwko mnie — błędne rycerstwo umarło“. Wyobraźcie sobie teraz moje zdumienie każdy zdumiałby się na mojem miejscu — gdym naraz usłyszał znajomy dźwięk rogu, zapowiadający, że nowy przeciwnik pragnie wstąpić na arenę. Tkwiła w tem jakaś zagadka. Tego się wcale nie spodziewałem. Ale jednocześnie zauważyłem Merlina, który prześlizgnął się tuż obok mnie, i odrazu zorjentowałem się, że mi skradziono lasso. Stary, nieuczciwy czarownik najpewniej ukradł mi je i ukrył pod swą szatą.
Róg zatrąbił ponownie. Ujrzałem Sagramora, pędzącego w moim kierunku, rozbijającego kurz końskiemi kopytami, z rozwianą za plecami zasłoną. Przygo-