Strona:PL Mark Twain - Yankes na dworze króla Artura.pdf/179

Ta strona została przepisana.
XXIII. INTERDYKT.

Moja uwaga została zwrócona nagle w inną stronę. Nasze dziecko znów zaczynało chorować i my musieliśmy siedzieć obok niego, gdyż sytuacja stała się bardzo poważna. Nie mogliśmy pozwolić, aby ktokolwiek wyręczał nas w tych sprawach i tak spędzaliśmy na czuwaniu dzień za dniem.
Ach Sandy! Jak cudowne było twe serce, proste, szczere i dobre! Jako żona i matka była bez zarzutu, a jednak ożeniłem się z nią z przyczyn całkiem osobliwych. Jak wiadomo, miała być moją własnością dopóty, dokąd którykolwiek z rycerzy nie odbierze mi jej na polu walki. Jeździła za mną po całej Brytanji, odnalazła mnie pod szubienicą pod murami Londynu i zajęła przy mnie swe dawne miejsce, łagodnie lecz zdecydowanie, jakby czując swe niezaprzeczalne prawo. Byłem anglikiem późniejszej epoki i sądziłem, że tego rodzaju stosunek prędzej czy później mógł mię skompromitować. Wtedy, gdy się najmniej tego spodziewała, przerwałem swe rozmyślania, oświadczając się jej. To była, oczywiście, loterja — lecz po 12 miesiącach ubóstwiałem ją i między nami zapanowała tak doskonała przyjaźń, jak tylko to można sobie wyobrazić! Wiele mówi się pochlebnego o przyjaźni ludzi tej samej płci. Lecz czyż można porównać najserdeczniej-