Strona:PL Mark Twain - Yankes na dworze króla Artura.pdf/186

Ta strona została przepisana.

w którą wpadł. Ma się rozumieć, dla świadków — panów Agrevana, Mordreada i całego tuzina pomniejszych rycerzy — sprawa nie skończyła się dobrze, bowiem Lancelot wszystkich ich, prócz Mordreada, pozabijał. Ale nie wpłynęło to oczywiście na załagodzenie jego zatargu z królem.
— O, kochanie, w tym wypadku mogło być tylko jedno zakończenie, właśnie je spostrzegam: wojna; właśnie wszyscy rycerze tego kraju dzielą się na dwie partje, jedna po stronie królewskiej, druga — przy Lancelocie.
— Rzeczywiście, tak się też stało. Król posłał królową na stos, proponując jej, by oczyściła się przez ogień. Lancelot ze swymi rycerzami uwolnił ją i podczas tego starcia zabito wielu pańskich i moich przyjaciół, w każdym razie, najczcigodniejszych, jakich kraj posiadał. Naprzykład, sir Belias le-Argulus, sir Geglarides, sir Greeflet, sir Braudiles i Agloval...
— Och, rozdzierasz mi serce!
— Ha! To jeszcze nie wszyscy. Sir Tor i sir Hautez... trzej bracia sir Raynolda, sir Priamus, sir Kay-Cudzoziemiec oraz Driant i... któż, myślałby pan jeszcze?
— Kończze pan prędzej!
— Sir Harris, sir Harret, obaj!
— Niemożliwe! Ich przywiązanie do Lancelota było wszak niezniszczalne!
— Tu zaszła zwykła, fatalna pomyłka. Byli tylko widzami, nie mieli nawet zbroi, przyglądali się jedynie, jak karzą królową. W swej zaciekłości sir Lancelot rzucał się na każdego, kto mu się podwinął pod rękę. Zabił ich, nie wiedząc nawet, kim byli. Oto proszę migawkowe zdjęcie, które zrobił jeden z naszych chłopców w transie utarczki. Wystawiono je na sprzedaż na wszystkich kolejowych stacjach. Tu są osoby z najbliż-