Strona:PL Mark Twain - Yankes na dworze króla Artura.pdf/188

Ta strona została przepisana.

— O, tak. Obydwie armje zajęły pozycje wpobliżu Salisbury. Jawen... jego głowa znajduje się obecnie w Dovrze, poległ tam na polu walki. Zjawił się królowi we śnie, a raczej uczynił to jego duch, i ostrzegał, by za wszelką cenę wystrzegał się starcia w ciągu miesiąca. Lecz bitwa została podjęta z najgłupszego powodu. Artur zarządził alarm i atak, jeśli tylko podniesie się wgórę choć jeden miecz w trakcie pertraktacyj z Mordreadem, gdyż mu nie dowierzał.
Mordread wydał analogiczny rozkaz swemu wojsku. Nagle żmija ugryzła pewnego rycerza w piętę. Przelękniony zapomniał o rozkazie, dobył miecza i przepołowił żmiję. Chwila nie minęła, jak obydwa wojska zwarły się we wściekłej walce. Rzeź trwała przez cały dzień. Wtedy król... Ale muszę panu pokazać teraz pewną nowość, którą zapoczątkowaliśmy tu bez pana w naszem piśmie.
— Serjo? Cóż to?
— Korespondencja wojenna.
— Cóż, wspaniale!
— Tak, pismo alarmowało naprawo i nalewo, że interdykt nie jest w stanie wywrzeć należytego wpływu, i wogóle znaczenie jego niknie, a wojna obarcza kraj. Miałem korespondentów w obydwu armjach. Zakończę swą opowieść o walce słowami jednego z moich zuchów:
„Wtedy król rozejrzał się dokoła i zobaczył, że ze wszystkich jego sławnych rycerzy i z całego wojska pozostali tylko dwaj: sir Łukasz de-Boutler i brat jego Bediwer, przyczem obaj są ciężko ranni. Wielki Boże, rzecze król, co się stało ze wszystkimi mymi szlachetnymi rycerzami? Gorze mi, żem doczekał tak bolesnego dnia! Albowiem — rzecze Artur — nadszedł i na mnie kres. Azaliż Bóg nie da mi spotkać się ze zdrajcą Mordreadem, sprawcą złego? Aż oto dojrzał król Mor-