Strona:PL Mark Twain - Yankes na dworze króla Artura.pdf/20

Ta strona została przepisana.
II. DWÓR KRÓLA ARTURA.

Na szczęście udało mi się znaleźć odpowiednią chwilę i wyślizgnąć się z pod opieki swego towarzysza. Zbliżywszy się do jakiegoś starszego człowieka, — jak można było wnosić — niskiego pochodzenia, uderzyłem go po ramieniu i zapytałem najbardziej ugrzecznionym, na jaki mnie stać było, głosem:
— Powiedzcie mi z łaski swej, przyjacielu, czy was również umieszczono w tym domu, czy też przyszliście kogoś tu odwiedzić, lub może w innym jakim interesie?...
Staruszek spojrzał na mnie z najwyższem zdumieniem:
— Doprawdy, szlachetny panie, nie wiem, co chcesz powiedzieć, wydaje mi się...
— Rozumiem, — odezwałem się ze współczuciem — jesteście jednym z chorych.
Odszedłem, nie przestając rozmyślać o tem wszystkiem i rozpatrując wszystkich przechodniów w nadziei, czy aby nie trafi się ktoś, ktoby mi dopomógł zorjentować się w tej dziwacznej sytuacji. Wreszcie wydało mi się, że trafiłem na odpowiedniego człowieka. Odprowadziwszy go na bok, szepnąłem mu na ucho: