Strona:PL Mark Twain - Yankes na dworze króla Artura.pdf/31

Ta strona została przepisana.

zdumienie Klarensowi, który wybuchł takim śmiechem, że aż się zatrzęsło czerwone pióro na jego czapeczce.
— O, gdyby sir Keyo’wi pozostawiono dość czasu i gdyby opróżnił jeszcze jeden dzban kwaśnego wina, wówczas wszystkie te liczby wzrosłyby z pewnością w dwójnasób!
Spojrzałem niedowierzająco na chłopca i nagle spostrzegłem, że wzrok jego wyrażał głęboką rozpacz Odwróciwszy się, ujrzałem sędziwego starca o długiej siwej brodzie, odzianego w czarne obszerne szaty, który w tej właśnie chwili wstał z za stołu i chwiejąc się i trzęsąc starą słabą głową, wpatrywał się we wszystkich obecnych mętnemi oczyma. Ten sam cierpiący wyraz, który zauważyłem na twarzy pazia, zjawił się również na twarzach wszystkich obecnych. Był to wyraz pokornego stworzenia, które musi cierpieć bez jęku.
— Mój Boże! — rzekł chłopak — znowu rozpocznie tę samą historję, którą już opowiadał tysiąc razy w jednych i tych samych słowach i którą będzie opowiadał zawsze, aż do samej śmierci. Będzie to opowiadał za każdym razem dopóty, dopóki jego dzban będzie pełny i dopóki będzie mógł obracać językiem.
— Kto to taki? — zapytałem.
— Merlin — wszechmocny łgarz i czarownik, niech go djabli porwą z jego przeklętem opowiadaniem! Lecz tutaj wszyscy lękają się go, gdyż w jego rękach są grzmoty i błyskawice i wszystkie duchy piekielne są powolne jego rozkazom. Dawno już powinny były przegryźć mu wnętrzności i zetrzeć go w proch wraz z jego bujdami! Opowiada on zawsze o sobie w trzeciej osobie, ażeby upewnić wszystkich co do swej skromności i braku zarozumiałości. Niech będzie