Strona:PL Mark Twain - Yankes na dworze króla Artura.pdf/95

Ta strona została przepisana.

— Broń się, lordzie! Życie twe jest w niebezpieczeństwie!
Poczem towarzyszka moja zwinnie zeskoczyła z konia, odbiegła na stronę i zatrzymała się w kilkunastu krokach odemnie. W pobliżu, pod drzewem, zobaczyłem jakieś pół tuzina uzbrojonych rycerzy wraz z giermkami. Wszyscy ci jegomoście hałasowali i kłócili się, gwałtownie ściągając popręgi na swych koniach.
Muszę powiedzieć, że fajkę swą miałem przez cały czas w ustach. W tej chwili mocno zaciągnąłem się parę razy z rzędu i zatrzymałem w sobie dym, pozwalając mym napastnikom się zbliżyć. Przeciwnicy moi rzucili się na mnie zwartą ławą. Najmniej wspólnego miało to z rycerskością, o której tyle się czytało, kiedy to jeden z przeciwników z ugrzecznieniem wyzywa drugiego na walkę, a pozostali stoją sobie na uboczu przypatrując się potyczce. O, te indywidua nie miały w każdym razie najmniejszego zamiaru potwierdzić legendy, jaka się o nich zachowała; rzucili się na mnie całą kupą, z wyciem i hałasem na wzór gradu armatnich kul. Głowy ich były nisko nachylone, z tyłu rozwiewały się pióropusze, włócznie wysunęli naprzód, na wysokości głowy. Musiało to być wspaniałe widowisko, oczywiście dla widza, stojącego zdala pod drzewem; Wysunąłem również swą włócznię i czekałem.
Serce waliło mi młotem, tak mocno, że mój żelazny pancerz gotów był pęknąć. Lecz oto ukazał się kłąb dymu z pod mej przyłbicy. Warto było zobaczyć jak fala przeciwników nagle się rozprysła i znikła. Daję słowo, to widowisko wydało mi się najpiękniejszem ze wszystkich, jakie miałem kiedykolwiek sposobność oglądać.
Rycerze jednakże zatrzymali się o kilka staj odemnie i to mnie nieco peszyło. Tryumf mój stawał się problematyczny: poczułem znowuż — poprostu mó-