Strona:PL Mark Twain - Yankes na dworze króla Artura.pdf/99

Ta strona została przepisana.
XIV. MORGAN LE FAY.

Jeśli wierzyć mej braci, błędnym rycerzom, to nie we wszystkich zamkach można było liczyć na gościnne przyjęcie. Skądinąd, jeśli wnioskować z tego, co miałem sposobność zaobserwować, niebardzo zasługiwali oni na zaufanie, zaufanie w tym sensie, jaki się nadaje dziś temu słowu. Zgodnie z ówczesnemi poglądami byli oni może ludźmi zupełnie godnymi wiary. Co do mnie, to dla zdania sobie sprawy z istotnego stanu rzeczy robiłem zawsze mały arytmetyczny rachunek, mianowicie, odejmowałem od całości 97%, kładąc je na karb fantazji rycerza, pozostałe zaś uważając za fakt, nie ulegający wątpliwości. Przerobiwszy i tym razem to samo działanie, postanowiłem zadzwonić u wejścia do zamku, t. zn. zawołać straże. Lecz w tej samej chwili na zakręcie wiodącej do zamku drogi ukazał się jakiś jeździec. Kiedyśmy się znaleźli w nieznacznej odległości od siebie, spostrzegłem, że nosi hełm z pióropuszem i stalową zbroję, lecz że ta ostatnia mieściła się w czemś w rodzaju twardego, zabawnie wyglądającego futerału. Mimowoli uśmiechnąłem się ze swego braku pamięci, kiedy zbliżywszy się, przeczytałem napis na futerale:
„Persimmońskie mydło — używają wszystkie primadonny“. Był to mój własny wynalazek, wprowadzo-