dowego. W Paryżu zaprowadzono stan oblężenia, a demokratycznej części gwardyi narodowej udzielono dymisyją. W ten sposób zostały złamane wpływ Montagne w parlamencie, a siła drobnomieszczaństwa w Paryżu.
W Lyonie, gdzie 13-ty czerwca był sygnałem do krwawego powstania robotników, i w pięciu sąsiednich departamentach ogłoszono stan oblężenia i stan ten trwa po dziś dzień.
Większość Montagne opuściła swą przednią straż , nie chcąc podpisać manifestu. Prasa rzuciła się do dezercyi, gdyż tylko dwa dzienniki odważyły się ogłosić owo pronunciamento[1]. Mało-mieszczaństwo zdradziło swych przedstawicieli, gwardziści bowiem nietylko nie wzięli należytego udziału w demonstracyi, lecz nawet niszczyli
świeżo postawione barykady. Przedstawiciele naodwrót oszukali drobne mieszczaństwo. Oglądało się ono napróżno za sprzymierzonymi oddziałami armii, o których pomocy reprezentanci zapewniali drobną burżuazyję. Wreszcie demokratyczna partyja, zamiast znaleść w sile proletaryjatu oparcie, zaraziła go tylko swą słabością. To też — jak zwykle bywa w chwilach demokratycznych bohaterstw — przewódzcy drobnomieszczaństwa mogli teraz z cała satysfakcyją obwiniać swój „lud“ o dezercyję, lud zaś z niemniejszem
zadośćuczynieniem obwiniał swych przewódzców o oszustwo.
Rzadko która działalność była z większym hałasem zapowiadaną, jak owa właśnie kampanija Montagne, rzadko kiedy roztrąbiano z większą pewnością siebie, przedwcześnie, niechybne zwycięztwo w chwili stanowczej. Demokraci oczywiście wierzą mocno w trąby, od których przeraźliwego dźwięku runęły mury jerychońskie. To też ilekroć tylko mają przed so ą mury despotyzmu, zawsze starają się
sprowadzić powtórnie ów cud sławny. Skoro Montagne chciała zwyciężyć w parlamencie — nie należało jej w sali obrad podnosić wojennego okrzyku; lecz gdy już raz w parlamencie padło hasło: „Do broni!..“ wówczas nie trzeba było zachowywać się parlamentarnie na ulicy. Jeżeli rzeczywiście miała to być tylko pokojowa demonstracyja, to trudno było nie przewidzieć, że przyjęta ona będzie przez wodzów jako krok wojowniczy. Skoro zaś zamierzano na prawdę walczyć — to postąpiono bądź co bądź oryginalnie, nie biorąc broni, którą miano walczyć. Okazuje się tedy, że rewolucyjne pogróżki mało-mieszczaństwa i jego demokratycznych przedstawicieli są to po prostu próby nastraszenia przeciwnika. W chwili stanowczej jednak, kiedy kompromitacyja zaszła za daleko i potrzeba przystąpić do
wykonania swych pogróżek, w chwili takiej poczyna się postępować w sposób dwuznaczny, unikając środków, wiodących wprost do celu, i szukając pretekstów do przegranej. Grzmiąca, hałaśliwa uwertura, zapowiadająca walkę, zmienia się w ciche mruczenie; przed samem rozpoczęciem walki, aktorowie przestają traktować rzecz au sérieux[2] i akcyja niknie, maleje i kurczy się, jak napełniony powietrzem balon, którego powierzchnię przekłuto igłą.
Żadna partyja nie przecenia w ten sposób swych środków, jak demokratyczna, — jak niemniej żadna nie myli się tak łatwo w rozbiorze sytuacyi. Część armii głosowała za Montagne, wystarczało to partyi, ażeby uwierzyć, że armija pójdzie za jej przykładem. Lecz jakiż podano powód powstania? Oto taki, który z punktu widzenia wojska nie mógł być inaczej tłomaczony, jak tylko, że rewolucyjo-