Strona:PL Marks - Pisma pomniejsze 2.djvu/30

Ta strona została przepisana.

niści biorą stronę włoskich żołnierzy w Rzymie przeciwko armii francuskiej. Przytem wypadki czerwcowe 1848 stały jeszcze świeżo w pamięci, niechęć proletaryjatu do gwardyi narodowej była zbyt głęboka, przewódcy zaś tajnych stowarzyszeń odnosili się z niedowierzaniem do przedstawicieli demokracyi. Tylko w imię ważnych, wspólnych interesów można było usunąć te różnice, naruszenie zaś abstrakcyjnego paragrafu ustawy krajowej nie mogło przedstawiać takiego interesu. Czyliż bowiem nie naruszano już kilkakrotnie usta­wy, jak to zapewniali sami demokraci ? Czyliż najpopularniejsze dzienniki nie napiętnowały tej ustawy, jako rozporządzenie reakcyj­ne ? Ale demokrata , przedstawiający małomieszczaństwo, a zatem klasę przejściową, w której stępiają się ostrza wrogich sobie interesów proletaryjatu i wielkiej burżuazyi uważa się za wyższego nad wszelki wogóle kontrast klasowy. Demokraci przyznają, że na­ przeciw nich stoi uprzywilejowana klasa, powtarzają jednak, że sami — z reszta narodu — tworzą „lud.“ Jeżeli bronią czego, to tylko praw ludu; jeżeli ich cokolwiek obchodzi, to jedynie interesy ludu. Pocóż im tedy badać interesy i położenie różnych klas w chwili groźnej, po co zbyt skrupulatnie obliczać swe własne siły ? Wystarczy tylko dać znak, by lud ze wszystkiemi swemi niewyczerpanemi siłami rzucił się na ciemiężycieli. A kiedy wreszcie okaże się, że interesy ich nie są wcale interesującymi, a siła ich bezsilną, wówczas składa się winę bądź na zgubnych sofistów, którzy nierozdzielny lud dzielą na rozmaite nieprzyjazne sobie obozy, bądź na armiję zbyt zezwierzęconą i zaślepiona, żeby mogła pojąć, że demokracyja chciała jej własnego dobra, albo tłomaczy się, że całość rozbiła się o jakiś szczegół w wykonaniu, albo nareszcie, że jakiś nieprzewidziany wypadek zniweczył na razie sprawę. Słowem demo­krata wychodzi zawsze choćby z najhaniebniejszej klęski bez zma­zy i tak niewinnie, jak niewinnie przystępował do dzieła, z nieśmiertelnem przekonaniem, że zwyciężyć musi i nigdy mu na myśl nie przyjdzie, żeby on i jego partyja zejść miały z dawnego stano­wiska, przeciwnie, wierzy on mocno, że raczej okoliczności dojrzeją i zastosują się do tego stanowiska.
Nie trzeba więc wystawiać sobie, że zdziesiątkowana, złamana i upokorzona przez nowy regulamin parlamentarny Montagne była istotnie bardzo nieszczęśliwą. 13-ty czerwca usunął wprawdzie jej przywódzców, ale natomiast otworzył on pole dla podrzędnych zdol­ności, którym pochlebiało nowe stanowisko. Ponieważ nie podobna już było wątpić w bezsilność demokratów w parlamencie, przeto czuli się oni zupełnie uprawnieni poprzestać na wybuchach moral­nego oburzenia i hałaśliwych deklamacyjach. Partyja porządku uda­wała, że widzi w nich, jako w ostatnich oficyjalnych przedstawicie­lach rewolucyi, uzmysłowione wszelkie okropności anarchii, to roz­wiązywało im ręce — wobec takich zarzutów mogli być teraz śmiało jeszcze bardziej płaskimi i skromnymi. Po klęsce 13 czerwca ludzie ci pocieszają sie wykrzyknikami: Ho, ho, niechaj się tylko poważą nadwerężyć ogólne prawo wyborcze, wówczas zobaczymy ! Wówczas pokażemy im, kto jesteśmy ! Nous rerrons[1].

Co do członków Montagne, którzy uciekli za granicę, wystarczy tu wspomnieć, że Ledru-Rollin , któremu , jako wodzowi, udało się zgubić bezpowrotnie w przeciągu dwóch tygodni potężną party-

  1. Przypis własny Wikiźródeł fr. przekonamy się