10 marca jako bezwarunkowo wrogie panowaniu burżuazyi, to też burżuazyja wydała nań wyrok śmierci. Ustawa wyborcza z 31 maja była zatem jednym z niezbędnych warunków walki klasowej. Z drugiej strony wedle praw konstytucyi, wybór prezydenta rzeczypospolitej był wówczas prawomocnym, jeżeli na kandydata padło najmniej dwa milijony głosów. Jeżeli żaden z pretendentów nie miał za sobą owego minimum, do zgromadzenia narodowego należał wybór prezydenta z pośród trzech kandydatów, którzy otrzymali największą ilość głosów. Wówczas kiedy konstytuanta uchwaliła to prawo, 10 milijonów wyborców stawało do urny, dosyć więc było jednej piątej głosów, ażeby wybór prezydenta uczynić prawomocnym. Ustawa z dnia 31 maja wykreśliła co najmniej trzy milijony głosów z list wyborczych, ograniczyła zatem liczbę głosujących do siedmiu milijonów, utrzymując jednak prawne minimum prezydyjalne dwóch milijonów w dawnej sile. W ten sposób podniosło się owo minimum z jednej piątej, niemal do jednej trzeciej głosów, innemi słowy niczego nie zaniedbano, ażeby wybór prezydenta przemycić z rąk ludu w ręce zgromadzenia narodowego. Tak więc zdawało się, że partyja porządku dekretem wyborczym z dnia 31 maja, umocniła podwójnie swe rządy, pozostawiając wybór zgromadzenia narodowego i prezydenta osiadłej, najmniej rewolucyjnej części społeczeństwa.
Niebawem po zakończeniu kryzysu rewolucyjnego i zniesieniu prawa powszechnego głosowania, walka między zgromadzeniem narodowem a Bonapartem rozpoczęła się na nowo.
Konstytucyja naznaczyła Bonapartemu 600, 000 franków pensyi. W pół roku po objęciu urzędu udało mu się o drugie tyle podwyższyć tę sumę, Odillon Barrot bowiem wymógł na zgromadzeniu narodowem roczny dodatek w kwocie 600, 000 franków na pokrycie tak zwanych wydatków reprezentacyjnych. Po 13-tym czerwca wystąpił Bonaparte znowu z podobnemi żądaniami, nie znalazł jednak tym razem posłuchu u Barrot’a. Teraz po 31 maja, korzystając ze sprzyjającej chwili, polecił swym ministrom wystąpić w Izbie z wnioskiem podwyższenia cywilnej listy do sumy trzech milijonów. Awanturniczy sposób życia, spędzonego na długoletniej włóczędze, rozwinął w nim zdolność korzystania z pomyślnych chwil, ażeby tylko wycisnąć z burżuazyi pieniądze. Prowadził on formalny szantaż. Zgromadzenie narodowe zhańbiło, poniżyło władzę ludu przy pomocy i za wiedzą jego. Groził więc zadenuncyjowaniem zbrodni popełnionej przez parlament przed sądem narodu w razie, jeżeli burżuazyja nie otworzy worka i nie okupi milczenia trzema milijonami rocznej płacy. Czyliż bowiem zgromadzenie nie odebrało trzem milijonom francuzów prawa głosowania? — więc jako zadośćuczynienie żądał on za każdego wycofanego z kursu francuza po jednym, pełny kurs mającym franku, w sumie okrągłe 3 milijony franków. On, wybraniec sześciu milijonów obywateli, żąda dziś zapłaty za głosy, których go pozbawiła nowa ustawa wyborcza. Komisyja parlamentu z niczem odprawiła natręta. Prasa bonapartystyczna uciekła się do gróźb. Nie było innej rady, jak podać rękę do zgody; czyliż bowiem mogło zgromadzenie narodowe zrywać z prezydentem