styczne marzenia, zwodnicza zaś nadzieja wygrania wielkiego losu zająć miejsce doktrynerskiego „prawa do pracy.” Robotnicy paryscy oślepieni blaskiem kalifornijskich sztab złota nie rozpoznawali w nich skromnych, niepokaźnych franków, które im z kieszeni zręcznie wyciągano. Przedsiębiorstwo w gruncie rzeczy było zwyczajnem oszustwem. Włóczęgami, którzy nie opuszczając Paryża chcieli eksploatować skarby Kalifornii, byli: Bonaparte i szajka obdłużonych pieczeniarzy jego stołu. Wyasygnowane za zgodą Izby trzy milijony przehulano dawno, musiano tedy w inny sposób napełnić kasę.
Napróżno otworzył Bonaparte subskrypcyję narodową na urządzenie t. zw. cités ouerières[1], napróżno figurowało imię jego na liście obok znacznej sumy wpisowej. Zatwardziałe serca burżua czekały z niedowierzaniem na spłacenie jego akcyj, a ponieważ takowe oczywiście nie nastąpiło, przeto spekulacyja na socyjalistyczne zamki powietrzne rozbić się musiała fatalnie o twardy grunt. Sztaby złota były lepszym wabiem.
Bonaparte & kompanija ściągnąwszy przewyżkę, jaka pozostała po rozlosowaniu sztab, do własnej kieszeni, nie poprzestali na tem, ale rzucili się do fabrykowania fałszywych losów, które w liczbie 10, 15, 20 wypuszczano na jeden i ten sam numer. Była to operacyja finansowa w duchu Towarzystwa 10-go grudnia!
Zgromadzenie narodowe miało teraz przed sobą nie fikcyjnego prezydenta respubliki, ale prawdziwego Bonapartego z krwią i kośćmi. Skorzystawszy z okazyi mogło go złapać na gorącym uczynku, w chwili, gdy staje już nie w niezgodzie z konstytucją, ale z francuskim Code pénal[2]. Jeżeli zaś zgromadzenie przeszło nad interpelacyją Duprat’a do porządku dziennego, to stało się to nietylko wskutek wniosku Girardin’a, który żądając, ażeby Izba oświadczyła się jako „satisfait[3]“, przypomniał partyi porządku własną jej systematyczną korrupcyję. Pamiętać należy, że burżua, a zwłaszcza burżua w charakterze nadętego męża stanu uzupełnia nikczemność występującą na każdym kroku w praktyce — majestatycznością w teoryi. Jako mąż stanu jest on — zarówno jak i władza państwowa — istotą wyższą, z którą walczyć można tylko we właściwy sposób, wedle zupełnie odmiennych, wyższych zasad taktyki.
Bonaparte, który jako bohémien, jako książę-obdartus i herszt motłochu miał tę przewagę nad zwyczajnym burżua, że mógł prowadzić walkę z wyrafinowaną przebiegłością, właściwą szujom i opryszkom, — zrozumiał teraz, że po szczęśliwem załatwieniu sprawy pikników wojskowych, rewij, Towarzystwa 10-go grudnia i loteryi, nadeszła stosowna chwila dla zmiany taktyki odpornej na zaczepną. Nie zbijały go z tropu drobne porażki ministrów sprawiedliwości, wojny, marynarki, finansów, będące skutkiem niezadowolenia Izby.
Dymisyi ministrów i wynikającej ztąd zależności władzy wykonawczej nie zapobiegał wcale. Inny plan zaprzątał myśli jego, plan, do którego wykonania przystąpił podczas feryj parlamentarnych, mający na celu wydarcie władzy wojskowej z rąk zgromadzenia — usunięcie Changarnier’a.
Jedno z pism elyzejskich opublikowało rozkaz dzienny, wystosowany jakoby w maju do pierwszej dywizyi wojennej — dywizyi Changarnier’a — w którym na wypadek buntu poleca się oficerom: zdrajców z własnych szeregów, wzbroniwszy im wstępu do kwater,