mogła posiąść napowrót swych królów. Warunki zrobiły z nich mimowolnych republikanów, to też zmuszeni byli sankcyjonować stale uchwałę ludu, skazującą królów na banicyję.
Rewizyja konstytucyi — którą warunki kazały im wziąć pod uwagę — kwestyjonowała nietylko istnienie respubliki, ale zarazem i wspólne rządy obu burżuazyjnych frakcyj, umożliwiając bowiem restauracyję monarchii, wysuwała równocześnie na pierwszy plan współzawodnictwo interesów w walce o supremacyję jednej frakcyi z drugą. Dyplomatom z partyi porządku zdawało się, że wymógłszy w przyszłości zlanie się obu dynastyj i pogodziwszy obie rojalistyczne partyje, położą koniec walce. W rzeczywistości jednak parlamentarna respublika była niczem innem, jak tylko rodzajem podobnego zlania się restauracyi z monarchiją lipcową, rodzajem aktu ugodowego, w którym spełzły zupełnie barwy orleanistów i legitymistów, a pojedyncze odmiany burżuazyi zanikły we wspólnym gatunku burżuazyi wogóle. Tymczasem teraz kazano orleaniście być legitymistą, a legitymiście popierać orleanów. Królestwo, będące uosobieniem ich sprzeczności, miało być obecnie wcieleniem zgody, miało usunąć z placu wyłączne panowanie interesów jednej frakcyi na korzyść wspólnego interesu klasy, słowem monarchija miała dokonać tego, czego jedynie dokonać była w stanie i dokonała respublika. Problemat ten był kamieniem mądrości, nad którym doktorowie partyi porządku łamali sobie głowy. Bo czyż mogła kiedykolwiek legitymistyczna monarchija być monarchiją przemysłowej burżuazyi, albo królestwo mieszczańskie zmienić się w królestwo rodowej arystokracyi ziemskiej? Czyż mogły się zbratać własność ziemska z przemysłem pod jedną koroną, pod koroną, która spaść mogła tylko na jedną głowę starszego lub młodszego brata. Czyż możliwem wogóle było zrównanie się przemysłu z własnością ziemską wprzódy, zanim własność ta nie zdecyduje przekształcić się w przemysłową? Gdyby Henryk V-ty jutro umarł, to okoliczność ta już choćby dlatego nie zmieni hrabiego Paryża w legitymistę, że przestałby on tem samem być królem orleanistów. Mimo to, filozofowie ugody, którzy stawali się coraz głośniejszymi w miarę, jak kwestyja rewizyi wysuwała się na pierwszy plan, stworzywszy z Assemblée nationale[1] oficyjalny swój organ, tłomaczyli sobie całą trudność problematu rywalizacyją obu dynastyj. Usiłowania i próby w celu pogodzenia rodziny orleanów z Henrykiem V, rozpoczęte zaraz po śmierci Ludwika Filipa, ale jak wszelkie wogóle intrygi dynastyczne odgrywane tylko podczas feryj parlamentu, w międzyaktach za kulisami, były raczej sentymentalnem kokietowaniem ze starym przesądem, aniżeli poważnie obmyślaną sprawą. Dziś podniesiono je do wysokości głównej akcyi politycznej i przedstawiano na publicznej scenie, nie zaś — jak dawniej — w teatrze amatorskim. Kuryjery pędziły z Paryża do Wenecyi, z Wenecyi do Claremont, z Claremont do Paryża. Hrabia Chambord ogłosił manifest, w którym „z pomocą wszystkich członków swej rodziny” ogłasza już nie swoją, ale „narodowa” restauracyję. Orleanista Salvandy rzuca się do nóg Henrykowi V-mu. Szefowie legitymistów Berryer, Benoit D’Azy, St. Priest udają się do Claremont, ażeby porozumieć się z orleanistami, ale wszystko na próżno. Zwolennicy ugody spostrzegli zapóźno, że interesy obu burżuazyjnych frakcyj, wystąpiwszy w postaci interesów obu królewskich domów, nic na swej wyłączności nie stracą, ani też na uległości nie
- ↑ fr. zgromadzenia narodowego