Strona:PL Marks - Pisma pomniejsze 2.djvu/61

Ta strona została przepisana.

święciła każde zwycięztwo prezydenta nad rzekomymi jej reprezen­tantami, jako zwycięztwo porządku. Przez arystokracyję finan­sową nie należy rozumieć tylko wielkich bankierów i spekulujących papierami państwowymi, których interesy — jak łatwo pojąć — idą ręka w rękę z interesami rządu. Cała pieniężna gospodarka nowo­czesna, wszelkie spekulacyje bankowe są jak najściślej z kredytem publicznym związane. Część kapitału przedsiębiorców wkładaną bywa w papiery państwowe, podlegające szybkiej konwersyi, i oprocento­waną. Oddany im do rozporządzenia kapitał rozdzielamy między kupców i przemysłowców, płynie po części z dywidend rentyerów państwowych.
Przemysłowa burżuazyja, przejęta fanatyzmem porządku, patrzyła również z gniewem na kłótnie i utarczki parlamentarnej partyi porządku z władzą wykonawczą. Thiers’a, Anglas’a, Saint-Beuve’a itd. po debatach 18-go stycznia, mających za przedmiot zło­żenie Changarnier’a z urzędu, skarcili (wyborcy okręgów przemysło­wych) publicznie, piętnując koalicyję z Montagne, jako zdradę wobec porządku. Jeżeli jednak chełpliwe drwinki i drobne intrygi ze stro­ny partyi porządku w walce z prezydentem nie zasługiwały na le­psze przyjęcie, to z drugiej strony partyja burżuazyjna, domagajaca się od swych reprezentantów, ażeby władzę nad armiją, spoczywającą w rękach parlamentu, oddali bez oporu awanturniczemu prezydentowi, to partyja ta — powtarzamy — nie wartą była wcale nawet tych intryg, jakie w jej interesie prowadzono w parlamencie. Burżuazyja dowiodła, że walka, mająca na celu jej własny klasowy interes, jej polityczną siłę, rozstraja ją i burzy spokój prywa­tnych, codziennych jej zajęć.
Burżuazyjni dygnitarze miast departamentalnych, radcy miejscy, sędziowie handlowi itd. przyjmowali — niemal bez wyjątku — Bonapartego podczas jego podróży w sposób najbardziej serwilistyczny wówczas nawet, kiedy — jak w Dijon — prezydent w przemowach swych napadał bezwzględnie na zgromadzenie narodowe, a przedewszystkiem na partyję porządku.
Gdy handel szedł dobrze, jak to miało miejsce np. z początkiem 1851 r., burżuazyja handlowa w obawie przed stratami krzykiem oburzenia witała wszelką parlamentarną walkę. Kiedy zaś handlowe stosunki pogorszyły się — od końca lutego 1851 r. zastój zwiększał się stale — zwalała winę na walki parlamentarne, uważając je za przyczynę kryzysu i domagała się w imię interesu handlowego za­przestania walki. Debaty nad rewizyją przypadły były właśnie wła­śnie w najgorszą porę zastoju. Ponieważ w tym czasie chodziło oto, czy dotychczasowa forma państwowa ma istnieć lub nie, uważała się burżuazyja tem bardziej uprawniona do postawienia wyraźnego żądania, ażeby reprezentanci jej położyli wreszcie koniec nieznośnemu prowizorycznemu stanowi rzeczy, a zarazem ażeby utrzymali status quo. Żądania te nie stały wcale ze sobą w sprzeczności. Koniec prowizorycznego stanu rzeczy wedle jej pojmowania był równoznacznym z dalszem trwaniem tego stanu, z odsunięciem chwili stano­wczej w daleką przyszłość. Status quo zaś mógł być utrzymany w sposób dwojaki.
Trzeba było albo przedłużyć rządy Bonapartego, albo też usu­nąć go w sposób legalny i zgodnie z prawami konstytucyi, obrać