warunków, gdyż Boisguillebert napada na ślepo — niszcząca żądze, złota dworu Ludwika XIV,.jego arendarzy finansowych i szlachty, podczas gdy Petty święci w żądzy złota potężnie czynny popęd, pobudzający naród do rozwoju przemysłowego i podbicia rynku wszechświatowego, to jednak wychodzi tu zarazem na jaw, bardziej głębokie, zasadnicze przeciwstawieństwo, powtarzające się jako ciągły kontrast pomiędzy czysto angielską i czysto francuską ekonomiją. W istocie Boisguillebert poszukuje tylko materyjalnej treści bogactw, wartości użytkowej, użycia i rozpatruje burżuazyjną formę pracy, wytwarzanie wartości użytkowych, jako towarów, i proces wymiany towarów, jako zgodną z naturą formę społeczna, w której indywidualna praca swego celu dopina. Tam więc, gdzie występu, e przed nim specyficzny charakter mieszczańskiego bogactwa, jak w pieniądzach, to wierzy on we wmieszanie się uzurpujących cudzych elementów i unosi się przeciw burżuazyjnej pracy w jednej formie, podczas gdy utopistycznie ją apoteozuje w innej. Boisguillebert przedstawia nam przykład, że czas roboczy może być traktowany, jako miara wartości towarów, chociaż praca uprzedmiotowana w wartości zamiennej towarów i mierzona czasem, zostaje przezeń pomięszana z bezpośrednią, naturalną działalnością osobników.
Pierwszy świadomy, prawie trywialnie jasny rozkład wartości zamiennej na czas roboczy znajdujemy u jednego męża z nowego świata, gdzie burżuazyjne stosunki produkcyjne, importowane wraz z ich przedstawicielami, szybko rozkwitły na gruncie, który brak historycznej tradycyi przez zbytek bogactw naturalnych wynagrodził. Mężem tym jest Benjamin Franklin, który w pierwszej swej młodzieńczej pracy, pisanej w r. 1719 i drukowanej w 1721 sformułował prawo zasadnicze nowożytnej ekonomii politycznej. Uważa on za niezbędne szukać innej miary wartości, niż szlachetne metale. Tą jest praca.
„Pracą można mierzyć wartość srebra tak samo, jak wszystkich innych rzeczy. Przypuśćmy up., iż jeden człowiek zajęty jest produkcyją zboża, podczas gdy drugi kopie i oczyszcza srebro. W końcu roku, lub innego określonego okresu, pełny wytwór zboża i srebra stanowią dla siebie nawzajem naturalne ceny i jeżeli pierwsze jest w 20 buszlach a drugie w 20 uncyjach, to jedna uncyja srebra wartą jest tyleż, co czas użyty na wytworzenie jednego buszla zboża. Jeżeli wszakże, dzięki odkryciu bliższych, przystępniejszych i wydajniejszych kopalni, jeden człowiek może wytworzyć 40 uncyj srebra z takąż samą łatwością, jak dawniej 20. a praca niezbędna dla wytworzenia 20 buszli zboża pozostała niezmienną, to 2 uncyje srebra nie będą więcej warte, niż taż sama praca, użyta dla wytworzenia jednego buszla zboża, w ten sposób buszel, który dawniej był wart 1 uncyję. teraz wart będzie dwie, caeteris paribits. Dlatego bogactwo pewnego kraju powinno być oceniane według ilości pracy, którą jego mieszkańcy zdolni są zakupić“[1].
Czas roboczy przedstawia się odrazu u Franklina ekonomicznie jednostronnie, jako miara wartości. Przejście realnych produktów w wartości zamienne samo przez się jest u niego zrozumiałe, idzie więc tylko o wynalezienie miary wielkości wartościowej. „Ponieważ
- ↑ B. Franklin, The worhs of etc., str. 265, Boston 1836, vol. II.