Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/102

Ta strona została skorygowana.
98
──────


— Ma się rozumiéć; alboż myślałeś, że będzie inaczéj!
— W takim razie...
— Bądź spokojny; wiedziałem, że tak będzie. Inaczéj... Nie ma cię przecież za nikczemnika, jak Jadwinia...
— Los Marceli jest największą troską moją. Wierz lub nie, ale tak jest. Ona stworzona do łatwego życia, do dostatków, do zbytku... ja jéj tego dać nie jestem w stanie.
— Ani ja także, — odparł Stanisław, któremu cała trudność położenia nagle stanęła w oczach.
— Marcela powinna zostać żoną bogatego człowieka — rzekł znowu Czercza. Zapomni o mnie, pogardzi... Ha! jeśli jéj to ulgę sprawić może.
— Marceli teraz nie łatwo będzie pójść za mąż, a przytém nie kryła się wcale z miłością dla ciebie.
— La donna e mobile — mruknął, siląc się na uśmiech; ale uśmiech nie przyszedł mu na usta i zmienił się w przykry wyraz ironii. Zresztą możecie na mnie piorunować i uczynić mnie tak czarnym, iż lada stary niedołęga, a chociażby nawet pan Melchior, wyda się aniołem. Macie do tego prawo. A ja... ja przecież bronić się nie będę.
Oddalił się szybko, a Stanisław pozostał pod wrażeniem słów ostatnich. Nawet jego apatyczny umysł, wobec grozy położenia, zbudzić się musiał.
Po śmierci ojca wystąpił cały szereg wierzycieli,