Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/119

Ta strona została skorygowana.
115
──────


panny Sawińskie. Co chwila przychodził inkasent, dopominając się o pieniądze, w sposób zrazu grzeczny, potém coraz bardziéj natarczywy, aż wreszcie doszedł do grubijaństwa.
Cała duma kobiety, która nie znajdywała się nigdy w podobném położeniu, burzyła się w Marceli. Jak można było nie uwierzyć jéj na słowo, kiedy mówiła, że potrzebnéj sumy nie posiadała w téj chwili; jak można było nie zaczekać, skoro ręczyła, że ją spłaci... W takiéj chwili przyznawała słuszność bratu, który znał dobrze upokorzenia ubóstwa i byłaby przyjęła każdą zbawczą rękę, byle się od tych upokorzeń uwolnić. Są z pozoru drobne okoliczności wpływające na kierunek życia. Rachunek magazynu był największym sprzymierzeńcem pana Melchiora, zły los jego sprawił, iż trafił na chwilę, w któréj wrażenie to było zatarte.
Wiadomości z pozoru dla wszystkich obojętne rozchodzą się najszybciéj... Małżeństwo Marceli obchodzić mogło co najwięcéj rodzinę jéj i znajomych; przecież wieść o zerwaniu z Czerczą, lotem strzały rozeszła się po mieście... Jakim sposobem? Kto ją rozniósł? — to należy do tajemnic plotkarstwa. Nie mówili o niém Sawińscy, zamknięci w swéj żałobie, tém mniéj mówił Czercza. Na pogrzebie widziano razem narzeczonych, idących za trumną. Pomimo to wiedzieli wszyscy, iż małżeństwo było zerwane.
Wytworzyło to dla młodego adwokata trudną po-