Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/133

Ta strona została skorygowana.
129
──────


miękkiej, skłonnéj do entuzyazmu. Ryszard był jego miłością, dumą, ideałem. Ten ból, ujawniający się w człowieku, którego twarz nie ulegała prawie zmianom w oczach ludzi, którego duma panowała nad każdym zewnętrznym objawem uczucia, był mu nad wyraz przykrym. Próbował przemówić do Ryszarda.
— Ty będziesz szczęśliwym jeszcze, Ryszardzie. Alboż na świecie jedna kobieta tylko?
— Jedna kobieta! Więc i ty myślałeś, żem się z nią żenił dla materyalnéj korzyści? To tylko umożliwiało nasz związek. Pokochałem ją jak szalony od pierwszego wejrzenia, od chwili, gdy w złotém świetle wiosennego wieczoru, wśród woni unoszących się w powietrzu, lekkiego obłoku szarych jedwabi i koronek, wynurzyła się przedemną z powozu jéj twarz biała. Powóz w alei łazienkowskiéj szedł noga za nogą, a gdy przejeżdżał koło mnie, zadrgała we mnie każda żyłka, nerw każdy; uczułem, żem znalazł swoją władczynię.
— Nie mówiłeś mi tego nigdy.
— Pocóż mówić! co światu do moich uczuć?... Małżeństwo nasze odpowiadało jego wymaganiom: któż miał prawo wchodzić w jego istotne powody? Szczęście nasze kryło się za fałdami konwenansu, nie rzucało się w oczy, nie stało się pastwą plotek. Przybierałem wyraz obojętny, gdy serce rozsadzało mi pierś swojém biciem.