Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/137

Ta strona została skorygowana.
133
──────


mogło je uprzyjemnić. Dowodem tego był sam pokój, opatrzony wielkiém parapetowém oknem, otwierającém się w lecie na mały kwiatowy ogródek; w zimie posadzka zasłana dywanem i ogień na kominku czyniły go równie miłym. Ściany zdobiło kilka wielkich charakterystycznych obrazów, kopiowanych z dawnych mistrzów. „Venus” Tycyana, „Io” Corregia, „Bachantki” Rubensa, świadczyły, że jeśli prezes miał gust eklektyczny względem ich twórców, objawiał jednak wyraźne upodobania co do treści. Kilka nowożytnych, mocno dekoltowanych studyów kobiecych spoglądało ze ścian fijołkowemi, niezapominajkowemi i czarnemi oczyma, a oczy wszystkich były ładne i patrzyły zalotnie, figlarnie, lub wyzywająco, tworząc śliczną galeryę rozmaitych typów. Zresztą okrągły stół, miękkie fotele, otomana, przed którą stały wszystkie przybory potrzebne dla wykwintnych palaczy, dopełniały umeblowania.
Pan Hyacenty bywał czasami przypuszczony do tych poufnych śniadań, ale zdarzało się to prawie zawsze wówczas, gdy prezes potrzebował od niego jakich szczegółowych informacyi w sprawach nieurzędowych albo téż chciał mu powierzyć jaką delikatną misyę, także nieurzędową. Pan Hyacenty był nieoszacowany w podobnych razach; umiał on nietylko spełnić to, czego od niego żądano, ale i wiele więcéj; odgadywał, co było niedopowiedziane, a gdy prezes chciał się czegoś dowiedziéć, on zawsze do-