Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/142

Ta strona została skorygowana.
138
──────


— Tak mówią wszyscy — dodał zmieszany.
—  Wszyscy nie zawsze mają słuszność — mruknął prezes; ale mniejsza o to. Zdaje mi się, iż Czercza jest początkującym prawnikiem, inaczéj mówiąc adwokatem bez spraw. W takiem położeniu trudno się żenić. Ale gdyby tak miał zapewnione przyzwoite utrzymanie...
Pan Hyacenty patrzył w prezesa, jak w tęcze...
— Mówią, że jest bardzo zdolny. Gdybym ja np. powierzył mu swoje interesy... Jak myślisz? Nie taję, iż w takim razie musiałby do narzeczonéj powrócić.
— Ależ to byłoby niezawodnie szczęściem dla niego, szczęściem niespodziewaném. Biedna Marcela podobno odchorowała ten zawód.
— Zapewne i śmierć ojca, i zmianę położenia — wtrącił prezes, widocznie tak zainteresowany przedmiotem rozmowy, iż zostawił prawie wszystkie trufle na talerzu.
— Naturalnie — ciągnął daléj pan Hyacenty — jéj położenie byłoby bez wyjścia, gdyby nie zaszła nowa ewentualność...
— Nowa ewentualność?...
Prezes napełniał w téj chwili kieliszki starym Chateau d’Yquem i zatrzymał rękę w powietrzu, zapominając o tém, co robi.
Pan Hyacenty zauważył to dobrze, i jako biegły dyplomata nie odrazu ciekawość jego zaspokoił.