Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/143

Ta strona została skorygowana.
139
──────


— Może pan prezes zauważył kiedy u Sawińskich Uścickiego, Melchiora Uścickiego?
— Nie.
— Bardzo bogaty człowiek. Otóż ten pan Uścicki podobno oddawna kochał się w Marceli.
— Czemuż u dyabła się nie oświadczył?
— Przyjaciel jéj ojca, stary kawaler...
— Stary! — przerwał prezes, nalewając daléj wino z mimowolnym uśmiechem — stary...
— Ale w obecném położeniu, kiedy Czercza Marcelę porzucił, kiedy wierzyciele zajęli wszystkie ruchomości, on stawia swoją kandydaturę.
— A Marcela?
— Cóż pan prezes chce, by robiła? Przyjąć go musi.
— Czyli inaczéj, chce mu się sprzedać?
— Prezes wie dobrze, iż rzeczy nie nazywają się w ten sposób; mówi się o poświęceniu, nigdy o sprzedaży.
— To na jedno wychodzi. Otóż, albo się nie znam na ludziach, albo Marcela jest niezdolną do tego, jakąkolwiek nazwę dalibyśmy rzeczy.
Hyacenty przeczyć nie śmiał. Miał jednak wprost przeciwne przekonanie. Prezes zadał mu jeszcze kilka pytań o stanie interesów Sawińskich, o dniu sprzedaży ruchomości. Był na nie przygotowany, odpowiadał odrazu.