Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/158

Ta strona została skorygowana.
154
──────


List prezesa krótki, urzędowy, ale pełen szacunku i współczucia, brzmiał, jak następuje:

„Z różnych interesów i rachunków, jakie miałem z nieodżałowanym ojcem pani, pozostałem mu dłużny sumę 11,620 rs. Czekałem dotąd, czy spadkobiercy się po jéj odbiór nie zgłoszą. Byłem sam, chcąc wyrazić moje głębokie współczucie, ale drzwi pani były szczelnie zamknięte. Odsyłając należną sumę, łączę wyrazy najwyższego poważania

Eustachy Olbrowicz.”



Marcela przebiegła list oczyma i spojrzała ze zdumieniem na posłańca, który teraz wydobył z kieszeni pugilares, porzucił swój posterunek przy drzwiach i, zbliżywszy się do zakurzonego stołu, zaczął liczyć i układać na nim paczki storublowych banknotów. Jadwinia więcéj jeszcze zdumiona, spoglądała na tę czynność, którą kamerdyner prezesa wykonywał z niezmierną precyzyą.
— Jedenaście tysięcy sześćset dwadzieścia — rachował Hilary, dodając do całych paczek sześć tęczowych papierków i cztery pięciorublówki.
Marcela pierwszy raz w życiu odbierała pieniądze; dotąd dostawała je od ojca, lub wprost czerpała z jego biurka.
— Czy mam czekać na pokwitowanie? — zapy-