Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/159

Ta strona została skorygowana.
155
──────


tał z ukłonem Hilary, pamiętny na instrukcye swego pana.
— Pokwitowanie? — powtórzyła z niejakiém zakłopotaniem. — Ah! naturalnie, pokwitować trzeba.
Szukała papieru i pióra, których na razie znaleźć nie mogła. Potém nie miała pojęcia, jaką formę nadać téj najprostszéj czynności. Znalazła nareszcie ćwiartkę papieru z kolorową winietą, przedstawiającą złote rybki, i w braku innego, napisała na nim swym eleganckim angielskim charakterem te proste wyrazy:
„Odebrałam rs. 11,620.”
Podpisała się, zapominając położyć daty, i oddała papier wraz z pięciorublówką Hilaremu, który nie myślał prostować téj nieformalności; włożył pokwitowanie do pugilaresu, skłonił się głęboko i wyszedł.
Siostry mogły pomyśléć, że nawiedził je sen błogi, gdyby nie te paczki banknotów, zalegające stół cały. I nagle, jakby od tych tęczówek bił blask magiczny, rozjaśniła się odrazu ponura atmosfera pokoju. Łzy Marceli oschły, spokój rozlał się na obliczu, źrenice straciły swój bolejący wyraz.
— Wiész! — zawołała — to tak, jak w bajkach.
Spoglądała na tęczówki, wszystkie świeże, jakby z pod stempla, lubowała się ich szelestem. Odbywała się w niéj nagle metamorfoza dziwna, odzyskiwała energię i siłę, stawała się znowu sobą, jak-