Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/16

Ta strona została skorygowana.
12
──────


— Niema ojca? — zapytał Stanisław, ciągle przechadzając się po pokoju.
— Naturalnie, jest na sądach.
— Nie wiesz kiedy wróci?
— Nie widziałam go dzisiaj. Zapewne na obiad.
— Czy niemasz przypadkiem pięciuset rubli, Marcelko? Przeklęty bak; karta nie dopisała mi znowu wczoraj!
Mówił to naturalnie; widocznie gra była uważaną w rodzinie za dozwoloną rozrywkę, a przegrana nie robiła różnicy, bo siostra odparła z uśmiechem pobłażliwości:
— Tobie bo, Stasiu, nie dopisuje ona jakoś nigdy.
— A tak, niemam szczęścia — przyznał dobrodusznie.
— U kogożeście grali? — spytała po chwili Marcela, — ale może moje pytanie jest niedyskretne?
— Bynajmniéj; hr. J. zaprosił nas po teatrze na partyjkę do siebie. Grali wszyscy — wyróżniać się było niepodobna.
— Naturalnie — odparła przekonana — wyróżniać się niepodobna.
— Był tam także hr. G., książęta P., pan K., baron L.
Wyliczał z widoczną przyjemnością ten szereg arystokratycznych nazwisk, których siostra z niemniejszą przyjemnością słuchała, a potem dodał: