by wraz z temi pieniędzmi wstępował w nią duch dawny.
— Spłacimy wszystkie długi ojca — mówiła, przyglądając się otaczającym ją sprzętom, jak drogiéj własności, odzyskanéj nagle.
— Będę mogła uczyć się, czego będę chciała — zawołała Jadwinia.
Marcela spojrzała na nią z roztargnieniem.
— I czegóż się ty chcesz uczyć?
— Alboż ja wiem! Czegoś, coby mi dało możność zarobienia na swoje utrzymanie, bo ja... ja nie poszłabym nigdy za mąż bez miłości.
Marcela milczała zamyślona, z czołem, pochyloném ku ziemi; snadź ważyła w myśli nowe nadzieje, czy nowe zamiary.
— Tylko nie wiem — wyrzekła z pewném wahaniem Jadwinia — jak długo moglibyśmy żyć z podobnéj sumy?
Siostra miała słuszność. Marcela dotąd więcéj wydawała rocznie, a tu przecież trzeba było naprzód spłacić długi, których cyfry nigdy spamiętać nie mogła, bo co prawda, do cyfr miała zawsze wstręt arystokratyczny.
— Być może — zauważyła naiwnie — iż odbierzemy więcéj takich sum, ojcu należnych.
Teraz wszystko zdawało się możliwe; a przy nieświadomości interesów, w jakiéj była wychowaną, nie przyszło jéj namyśl, iż papiery ojca musiały