iż zamiast jedwabną tkaniną, meble kryte były skórą, a ciemne tapety zastępowały białe ze złotem. Zresztą tu także panował ten sam zimny, pedantyczny porządek. Biurko wyglądało tak, jakby na niém nikt nigdy nie pisał, kałamarz nie miał plamki atramentu, dobór świeżych piór sterczał z piórnika, a wszystkie przybory świeciły się, jakby świeżo przyniesione ze sklepu.
Pan Melchior czytał właśnie Kurjera Warszawskiego, przeczytawszy zaś, składał natychmiast do szuflady na ten cel przeznaczonéj. To téż nie zdarzyło się nigdy, by który numer zaginął, a komplety z lat wielu, porządnie ułożone i związane, stanowiły niemal jedynych lokatorów bibliotecznéj szafy, któréj nędzę przysłaniały dyskretnie ciemne po za szybami firanki. Stary kawaler nie kupował książek, chyba, że mu gwałtem wciśnięto na nie prenumeratę. Taką książkę lub wygrany na loteryi fant zabierał zaraz z sobą, choćby najmniejszéj dla niego nie miały wartości.
Nie lubił w ogóle, żeby się co marnowało. Nie można było nazwać go skąpym, tylko miał przywyknienia ubogiego człowieka, o których pomimo majątku zapomniéć nie mógł; majątek ten przyszedł mu niespodzianie: nie zarobił go sam i nie lubił go pokazywać jak dorobkowicze, pyszniący się nim nieraz, jako dowodem własnych zdolności, pracy lub sprytu.