Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/172

Ta strona została skorygowana.
168
──────


nie Marceli, nie chciał, by go uważała, jako zadatek, który własną osobą spłacić musi.
Stanisław wystawił mu kwit na wypożyczoną sumę, w którym jednak nie oznaczył terminu oddania; pan Melchior na tę nieformalność nie zwrócił uwagi.
— Więc pan sądzisz — spytał z westchnieniem — iż będzie lepiéj, gdy nie pokażę się u was przez dni kilka. Ależ w takim razie ona nie pojmie, zkąd przychodzi pomoc.
— Rachuj pan na mnie, a przytém odczegóż domyślność kobiecego serca.
Podobnemi argumentami, na które wysilał się rozpaczliwie, udało mu się wreszcie nakłonić starego kawalera do uczynienia zadość jego woli. Pomimo to, chmurny powrócił do domu. Dotąd był tylko hulaką, pasorzytem, nie czyniącym zadość żadnemu obowiązkowi. Dziś popełnił czyn nieuczciwy.
— Ba! — wyrzekł sam do siebie, jakby odpowiadając na jakieś tajemne zarzuty: w najgorszym razie oddam staremu pieniądze.
W parę dni późniéj dom Sawińskich odzyskał dawną fizyognomję; parę niepotrzebnych dziś pokoi zamknięto, inne były opalone i utrzymane starannie, służbę zmieniono, poprzestając na kucharce i młodszéj, i życie uregulowało się przynajmniéj na czas jakiś.
Wówczas dopiero prezes, który wiedział zawsze to, co mu wiedziéć było potrzeba, zapytał listownie,