Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/199

Ta strona została skorygowana.
195
──────


szły się na balu, raucie, herbacie, koncercie, opowiadały sobie wzajem mnóstwo szczegółów prawdziwych i fałszywych, nie wiedziéć zkąd poczerpniętych.
— A co, czy nie mówiłam? — rozpoczynała zwykle sędzina z miną tryumfującą.
— Prawda, prawda — odpowiadała skruszona doktorowa.
Tutaj ton sędziny się zmieniał, spuszczała oczy, sznurowała wązkie usta, przybierała minę tajemniczą i na zapytania doktorowéj odpowiadała niby niechętnie:
— Nie spodziewałam się jednak tego... tego...
— Czego, powiedz pani? — błagała Ożycka.
— Jakto! alboż pani nic nie wie?
Doktorowa przyznała ze wstydem, iż rzeczywiście niewiedziała nic wcale.
— Są rzeczy — cedziła po słówku sędzina — o których mówi się niechętnie, którym się nie chce wierzyć wbrew oczywistości.
— Jakie rzeczy?
— Więc istotnie pani nie wie?
— Ależ nie.
— To dziwne, to bardzo dziwne! Wszakże wiedzą o tém wszyscy.
Piorunowała przyjaciółkę swą wyższością.
— Małżeństwo Marceli zostało zerwane...
— No, o tém słyszałam oddawna.