Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/203

Ta strona została skorygowana.
199
──────


Mulska mówiła to z niezmierną zażartością, nienawidziła Marceli za prezesa i mściła się oszczerstwem nad kobietą, która go zdobyła.
Trzeba téż przyznać, iż nigdy oszczerstwo nie miało swobodniejszego pola. Fakta potępiające były tak widoczne, iż daleko mniejsza liczba mogłaby odebrać dobrą sławę młodéj, pięknéj, bezbronnéj kobiecie.
Marcela nie domyślała się burzy, jaka nad nią zawisła. Z powodu grubéj żałoby, nie wychodziła nigdzie. Zdrowie jéj było wątłe, podobna do egzotycznego kwiatu; nie mogła znieść zmiany warunków bytu: przejścia bolesne zostawiły jéj nerwową drażliwość. Nie mając powozu, nie wychodziła zupełnie, nie miała zatem sposobności wywołać swoim ukłonem rumieńca wstydu na lica pani Mulskiéj, ani spotkać piorunującego spojrzenia sędziny. Cały dzień spędzała w swoim buduarze, na otomance, przy któréj zielonawym błękicie, tak ślicznie odbijały jéj włosy i twarz coraz bielsza.
Czuła się bardzo osamotnioną. Wizyty kondolencyjne ustały nagle. Kilka razy tylko zameldował się pan Hyacenty, lub który z młodzieży, ale ponieważ bywali oni dotąd na stopie etykietalnéj w domu Sawińskich, nie zostali przyjęci. Prezes tylko przyjeżdżał teraz codzień po obiedzie, bawił krócéj lub dłużéj, czasem nawet wypił z Marcelą filiżankę herbaty. Przywoził jéj ulubione kwiaty, nowe