Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/210

Ta strona została skorygowana.
206
──────


gini. Włosy jéj, upięte wysoko, odsłaniały perłową białość szyi, nad karkiem drobniutkie pukielki tworzyły rodzaj mgły złocistéj, a bogate ciężkie zwoje, niby hełmem wieńczyły jej nizkie greckie czoło i twarz o klasycznych rysach. Ręka, osłonięta rękawem, zachodzącym tylko trochę niżéj łokcia, spoczywała niedbale na pluszu otomany.
Prezes siedział przy niéj na nizkim fotelu, pochylony w ten sposób, by mógł objąć wzrokiem całą jéj postać, ułożoną z wyszukanym, a właściwym jéj wdziękiem. Na małym stoliku, pluszem obitym, stała fantastycznych kształtów majolika, pełna hyacentów, róż, fijołków. Wielkie liście latanii i drobne eryki rzucały na ściany cienie dziwaczne, niewyraźne, z powodu przyćmionego światła i służyły za wdzięczne tło dla idylli, rozgrywającej się wśród nich.
Prezes, na prośbę Marceli, zapalił hawańskie cygaro, i jak artysta, odczuwał urok pięknéj kobiety, w otoczeniu tak umiejętnie dobraném, dręczyła go tylko myśl, czy pod niém nie ukrywa się przypadkiem niedostatek.
— Panno Marcelo — wyrzekł, magnetyzując ją pieszczotą swego wzroku — czy chciałabyś pani być bogatą?
Zarumieniła się. Pytanie to zdawało się ɐśᴉwdczyć, iż odgadywał trapiący ją niepokój.