Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/23

Ta strona została skorygowana.
19
──────


nie licujące z możliwością, tęsknoty nieujęte, to wszystko, co wyradza pesymizm, leżało po za granicami jéj pojęć. Smutki jéj miały zawsze jasno określoną, wyraźną przyczynę i ustawały wraz z jéj usunięciem; a z położenia swego i osoby była zupełnie zadowoloną.
— Dzień dobry, ojcze — wyrzekła z uśmiechem, powstając na powitanie.
Sawiński mógł miéć lat około pięćdziesięciu, nie wydawał jednak tego wieku. Średniego wzrostu, z wielką, inteligentną głową i krótką szyją, wyglądał na młodszego, niż był rzeczywiście, z powodu żywości oczów i ruchliwości oblicza. Dzieci po matce zapewne odziedziczyły piękność i spokój, ojciec był wcieleniem energii. On sam był twórcą swego położenia, sam dźwignął się w hierarchii społecznéj i strzegł jéj téż z niezmierną gorliwością. Lubił używać owoców swéj pracy; lubił na każdym kroku pokazać drugim, jak owoce te były obfite. Marcela rozumiała go doskonale. Jeśli Stanisław był jego nadzieją, starsza córka była ukochaniem.
Na stoliku przed otomanką stał w kosztownym wazonie wielki bukiet rzadkich kwiatów. Sawiński, który może wiedział, zkąd pochodził, zwrócił na niego uwagę.
— Och! — zawołała obojętnie Marcela — przysłał mi go pan Melchior.