Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/250

Ta strona została skorygowana.
246
──────


życie i taką zostanę do śmierci. A kto jest w moim domu, słuchać mnie musi.
— Pani... — próbowała przemówić Jadwinia.
— Ja łez nienawidzę! Kiedy kto nic nie ma na sumieniu, ani złego popełnić nie zamierza, nie potrzebuje płakać; to tylko psuje oczy, zdrowie, odejmuje siły do pracy i obrony. Myślisz pani, że co łzami zbudujesz? — głupstwo! Łzami brukowana jest droga do piekła. Ot i wszystko.
A Lucyna dodała półgłosem:
— Oh! napłakałam ja się, napłakałam! A wszystko daremnie.
Chciała coś daléj mówić, ale siostra spojrzała na nią ostro, więc umilkła zmieszana.
Być może, iż Prakseda miała słuszność w tém, co mówiła; Jadwinia nie była zdolna tego ocenić. Świat, do którego weszła nagle, nie był jéj światem; raził ją każdą rzeczą, był dla niéj tak wstrętny, iż dławiła się jego atmosferą. A przytém bolało ją to, że do niego przywyknąć nie mogła. Czuła się rozpieszczoném dzieckiem zbytku, z którego tradycyą napróżno zerwać usiłowała; czuła się skutą ze swoją przeszłością tysiącem pajęczych nici, które zrosły się z jéj istotą.
W milczeniu podniosła się od stołu.
— Czemuż pani nie jesz? — zawołała Prakseda — to także głupstwo. Do śniadania dwanaście godzin czekać potrzeba.