i zażądała babki za dwa złote, tak energicznie, iż siostrze pozostało tylko zapłacić. Poczem sama wzięła kupiony funt ciasta w rękę i niosła do domu z rodzajem tryumfu.
Panny Obrańskie i niektóre ich przyjaciółki miały zwyczaj zbierać się na kawę w poobiednich godzinach niedzieli; dziś na nie wypadało przyjęcie, do którego od rana gotowały się garnuszki mleka.
Panna Lucyna zwykle w domu odgrywająca rolę Marty, umiała za pomocą opłatka i trochy niesolonego masła, nadawać mleku pozór śmietanki z gęstym kożuszkiem. Tajemnicy téj zaś strzegła zazdrośnie, nawet przed okiem Maryśki, która nieraz zachodziła w głowę nad cudowną przemianą chudego mleka na wyborną śmietankę.
Obiad dnia tego odbywał się wcześnie i pośpiesznie, zwykle téż starano się na nim zaoszczędzić koszta podwieczorku, a zaraz potém panna Lucyna zajmowała się skrzętnie przygotowaniami. Łącząc oszczędność z wymaganiami przyjęcia, za pomocą cykoryi, grochu, żyta i rozmaitych innych specyfików przyrządzała kawę, nie mającą wprawdzie zapachu mokki, ale czarną, jak węgiel i gęstą, jak miód, którą zachwycała niezbyt wybredne podniebienia przyjaciółek. Zaścielała stół świeżą serwetą (jaskrawy ich dobór posiadała w komodzie) krajała babkę w plasterki cienkie, jak koronka, dodawała do tego koszyczek kajzerek i mikroskopijną porcyę masła;