gwałtownie miéć szlafroczek z białego kaszmiru, przybrany czarnym aksamitem, jak do żałoby przystało. W ten szlafroczek ubierze się, gdy przyjedzie pan Gustaw i rachowała dnie do jego przyjazdu.
Szlafroczek czémprędzéj kazała zrobić Marcela i położyła go na krześle obok łóżka, ale Jadwinia nie ubrała się w niego nigdy, nie doczekała przyjazdu Gustawa.
Umarła, uśmiechniona nadziejami w cichy wieczór majowy, gasnąc z ostatnim promieniem słońca. Śmierć jéj była lekka, przyszła wśród marzeń szczęścia, cicha jak sen, nie ukazawszy ofierze swojéj widmowego oblicza; zabrała ją, jak dziecię spracowane, bezsilne do walki życia.
Dla Marceli był to cios straszny, ona do ostatniéj chwili łudzić się chciała. Prezes nie odstępował jéj prawie w pierwszych dniach, a chcąc rozerwać jéj żal, naglił do podróży.
W biurach prezesa wrzał teraz ruch spowodowany bliskim wyjazdem pryncypała, a on sam pracował z gorączkową szybkością. Rozstrzygał jedne po drugich interesy, przychodzące pod jego decyzyę, dawał jedne po drugich instrukcye, jasne, zwięzłe, stanowcze — gdy zastukano do drzwi prowadzących z jego gabinetu w głąb apartamentów, i to zastukano w sposób świadczący, iż ten, kto to czynił, miał prawo wejść bez żadnych formalności.