Rzecz była bardzo prosta; Czercza zachorował. Nie przechodzi się bezkarnie tego wszystkiego, co on przeszedł ubiegłéj zimy; doktorzy wysłali go do jednego z leczniczych zakładów w górach Karyntyi. Niespodzianie pomyślnie zakończony interes dostarczył mu na to środków. Po kilkotygodniowéj kuracyi zrobił wycieczkę do Wenecyi, stanął w tym hotelu, oblanym wodami wielkiego kanału, i znalazł się przy wejściu, w chwili właśnie, gdy powracał prezes z Marcelą.
Opanował szybko pierwsze wzruszenie; płomień, który przebiegł po jego twarzy — znikł. W jednéj chwili zrozumiał położenie, zmierzył zimném, pogardliwém wejrzeniem tę kobietę, którą niegdyś kochał szalenie, tego człowieka, którego propozycyę dziś zrozumiał w zupełności, i odwrócił się, nie czując w obowiązku nawet zaszczycić ich najlżejszym ukłonem.
Ona stała, jakby gromem rażona, przed oczyma obecnych, służby hotelowéj, kryjącéj lekceważące uśmiechy pod maską urzędowéj powagi, gdy prezes, oprzytomniawszy pierwszy, pociągnął ją w głąb hotelu.
Wpół martwa, dała powodować sobą. Wprowadził ją na wschody do salonu, który łączył ich pokoje. Przez roztwarte na oścież drzwi balkonu wpływały fale powietrza, i złoty księżyc, żeglując w pełni po szafirze nieba, zaglądał w okna, wy-