Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/31

Ta strona została skorygowana.
27
──────


wińskiego, jego wpływy i poparcie; byłbym bardzo niedołężnym, gdybym z tego nie wysnuł dla niéj złocistych kobierców i nie usłał nim jéj drogi.
— Ha! więc to dlatego...
Ryszard milczał i spoglądał na niego uśmiechnięty, promieniejący. Jak wszyscy prawie ludzie czynu, zwierzać się nie lubił.
— Przed kilku dniami — zawołał Jerzy rozdrażniony — twój przyszły szwagier wskazywał mi bogate ożenienie jako jedyny punkt wyjścia; ty, jak widzę, czynisz to samo. Więc już nie pozostaje wam innéj drogi na świecie, jak uczepić się kobiecego fartuszka. W takim razie winszuję, winszuję...
— Ja i Stanisław nie jesteśmy do siebie podobni — odparł Czercza. — Ja, ubogi i nieznany, znajdę w Sawińskim ten punkt oparcia, o który wołał Archimedes, ażeby świat dźwignąć z posad; dowiodę, iż Marcela, powierzając mi swą przyszłość, nie robi złego interesu; pokażę, czém stanie się ten biedak, którego zaślubia. Otoczę ją bogactwem, zbytkiem, szczęściem; będzie przedmiotem zazdrości.
— A ty, Ryszardzie?
— A ja?... ja...
Przez chwilę zdawał się wahać, w oczach śmiały mu się złote blaski. Potém nachylił się do towarzysza i rzucił mu w ucho to jedno słowo:
— Ja ją kocham.