chem. — Nie wątpię nawet, że masz gotowego bohatera téj pięknéj sielanki.
Niewiadomo, co Jadwinia byłaby odpowiedziała na tak wyraźną interpelacyę, bo w téj chwili wniesiono stanik, i naturalnie, wobec toalety, wszystkie inne kwestye poszły na bok.
O dziesiątéj stawił się narzeczony, poprzedzony przepysznym bukietem, przystosowanym do koloru sukni Marceli, bo składały go same różowe kwiaty. Potém przybyło kilku poufalszych, lepiéj znajomych, ciekawszych, a po jedenastéj goście napływać zaczęli zbitą falą.
Dzwonek odzywał się co minuta, następnie słychać było w przedpokoju szelest sukien, mniéj więcéj długo przyprowadzanych do porządku i ukazywały się młode kobiety, małżeństwa, rodziny całe. Czarne fraki zwykle zostawały przy wejściu, w czasie gdy gospodarz domu, jego córka i syn przeprowadzali kobiety do miejsc właściwych na kanapach i fotelach, ustawionych w koło ścian wielkiego salonu. Panie, usiadłszy, przypatrywały się jedna drugiéj, robiąc przegląd strojów i twarzy. Mężczyźni znów wchodzili po jednemu, po dwóch, składali głęboki ukłon Marceli, czasem ściskali jéj rękę, witali się z panem domu, ze Stanisławem i skupiali przy drzwiach, coraz zbitszym zastępem.
Marcela czyniła honory domu z właściwym sobie wdziękiem. Było rzeczą widoczną, iż była mistrzy-