Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/49

Ta strona została skorygowana.
45
──────


— Nie odważyłbyś się jednak przecie powiedziéć tego w oczy tym paniom.
Popatrzył na niego przenikliwym, szyderczym wzrokiem.
— Powiedziéć można wszystko, tylko: jak gdzie, jak kiedy, w jakiéj formie... Pamiętaj o tém.
W téj chwili zobaczył puste miejsce przy Marceli i pospieszył je zająć. Teraz twarz jego przybrała wyraz dobrodusznéj powagi, oczy przestały rzucać migotliwe iskry. Rozmawiał z nią przyjaźnie, z odcieniem jednak melancholii, którą zauważyć musiała. Zapewne powtarzał jéj życzenia, składane przez wszystkich obecnych.
Hyacenty, który spoglądał na niego uważnie, wyrzekł sam do siebie:
— Hm! to małżeństwo nie podoba się prezesowi... Miałżeby sam!... Głupstwo... Przecież jest żonaty.
Tak jest, prezes był żonatym, a co więcéj, jego pożycie domowe miało coś tajemniczego. Niektórzy twierdzili, że ożenił się z interesu, inni znów, iż wbrew wygłoszonéj teoryi spowodowała go do tego kroku szalona miłość, że żona jego była niegdyś bardzo piękna, chociaż dziś pozostały z téj piękności zaledwie ślady.
Pani Olbrowiczowa prowadziła życie bardzo odosobnione w swoim pałacu lub majątku o mil parę oddalonym od Warszawy, oddana wychowaniu dzieci; nie bywała prawie nigdzie. Pomimo widocznych różnic