Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/55

Ta strona została skorygowana.
51
──────


Już to wieczoru nikt tak, jak mecenas, urządzić nie umie.
Sawiński odpowiedział coś niewyraźnie — odwołano go, a sędzina piła powoli nalane przez niego wino.
— Mąż mówi, że to wino przynajmniéj na cztery ruble butelka. Co za zbytki! co za zbytki!
Tymczasem wnoszono jedne po drugich wykwintne potrawy, a pani sędzina, powtarzając ten wykrzyknik, żadnéj nie pominęła.
Teraz przyszła koléj na wety, wino szampańskie pieniło się w czarach barwą bladego rubinu, służba odkorkowywała butelki dyskretnie, tak, iż czasem tylko odezwał się zgłuszony łoskot wysadzonego korka. Wesołość się wzmagała, rósł gwar rozmów i mieszał się z gwarem, dochodzącym z bocznych pokojów.
Wznoszono właśnie toast na cześć narzeczonych. Pan Seweryn, urzędowy mówca, podniósł się i rozpoczął przemowę. Wszyscy powstali, mężczyźni wieńcem otoczyli mówcę, umilkły gwary pojedyńczych głosów, a on mówił:
— Kiedy młodość łączy się z młodością, wdzięk z wdziękiem, kiedy...
Nagle w salonie dały się słyszéć skoczne nuty walca i młodsza część towarzystwa, łamiąc prawidła etykiety, pomknęła niecierpliwa w wir tańca. Hałas sprawiony tym sposobem, zagłuszył mówcę w pół frazesu.