Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/58

Ta strona została skorygowana.
54
──────


— Z panem Gustawem — dokończyła starsza siostra.
— A gdyby tak było! Ty wolisz tańczyć z Ryszardem, niż z innymi.
— To wcale co innego. Ryszard jest moim narzeczonym.
Jadwinia podniosła nagle oczy i spojrzała na siostrę wymownym wzrokiem; można w nim było wyczytać wyraźnie, że i Gustaw narzeczonym jéj zostać może. Marcela rozśmiała się pobłażliwie.
— No — szepnęła — do tego jeszcze daleko.
Rozmowę ich przerwała znowu muzyka, pary szykowały się do kotyliona. Teraz salony przybrały odmienny charakter. Starsza, poważniejsza część towarzystwa, wysunęła się po kolacyi. Ojcowie rodzin grali w wista w gabinecie pana domu; matki, przykute do miejsca zabawą córek, ogłuszone dźwiękiem muzyki i wirem par, zmęczone, zrezygnowane, przypatrywały się tańcom półsennemi oczyma.
Młodzież szalała, rozgrzana, rozochocona, przeczuwając koniec zabawy i chcąc użyć jéj jeszcze. Służba snuła się znużona, świece dopalały się w żyrandolach i kandelabrach, a chwiejąc się od przesuwających par, rzucały na wszystkie strony ruchome cienie profitek.
Przez drzwi, na oścież pootwierane, dochodziło niekiedy chłodne powietrze, mieszając się z gorącą atmosferą balowéj sali i tworząc z nią kontrast, po-