czywał jeszcze, a ponieważ nie naznaczył godziny, o któréj go obudzić miano, nikt do jego pokoju nie wchodził.
Była to niedziela, więc Marcela uśmiechnęła się tylko.
— Biedny ojciec! — szepnęła — niech śpi, był tak zmęczony.
Tymczasem wstała Jadwinia i przybiegła ucałować starszą siostrę. Stanisław pił herbatę u siebie.
Zbliżała się druga, a w pokoju pana Sawińskiego panowała jeszcze zupełna cisza, kiedy przyniesiono do niego telegram. Telegramy u ludzi mających rozległe interesa, są rzeczą codzienną. Marcela nie byłaby z tego powodu przerywała spoczynku ojca, ale telegram ten wymagał natychmiastowéj odpowiedzi, a godzina była już tak późną, iż zdecydowała się posłać go ojcu.
Po chwili wśród cichego domu rozległ się okrzyk przerażenia, potém kroki szybkie i służący wpadł do pokoju, wołając:
— Pan nie żyje!
Zwyczajem prostych ludzi, śpieszył ze straszną nowiną i wypowiedział ją bez oględności żadnéj.
Marcela poprawiała kwiaty w żardinierce i słowa te padły wśród jéj marzeń, wśród spokojnych myśli, jak piorun, co uderza z pogodnego nieba. Oczy, szeroko rozwarte, wlepiła w zwiastuna nieszczęścia, nie zdolna zdać sobie dokładnéj sprawy i była, jak