Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/63

Ta strona została skorygowana.
59
──────


O téj godzinie znaleźć pomoc lekarską było rzeczą trudną. Zresztą wszelka pomoc była już od dawna zbyteczną. Upłynęło wiele czasu, zanim przywołany lekarz przybył, na to tylko, by stwierdzić śmierć, spowodowaną atakiem apopleksyi piornnującej. Doktor, odchodząc, rzucił zwykłe w podobnych razach słowa.
— A przestrzegałem pana Sawińskiego... Wiedziałem, co mu grozi. Skarżył się nieraz na zawrót głowy, duszność. Nie chciał mnie słuchać. Pracował za wiele...
Pracował za wiele! — te słowa rozległy się w sercach dzieci, jak wyrzut straszliwy. Pracował przecie dla nich!
Teraz już cała rodzina zgromadziła się w pokoju zmarłego; Marcela nawet, otrzeźwiona, przywlokła się tutaj. Była ona najukochańszém dzieckiem ojca, powiernicą zamiarów, przyjaciółką, ona téż może najsrożéj cierpiała. Stała, wsparta o krawędź łóżka ze złożonemi rękoma zamknięta w sobie, jak zawsze, podobna do białego posągu boleści. Żal jéj swym głębokim charakterem stanowił kontrast z dziecinnemi łzami Jadwini, z twarzą brata, w któréj znać było tyle przynajmniéj frasunku, co żalu.
Tak zastał ją Ryszard, który, śpiesząc tutaj według zwyczaju, spotkał się we drzwiach z okropną wieścią. Marcela usłyszała go, rozeznała zbliżające się kroki, zwróciła się ku niemu, jakby szukała