Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/64

Ta strona została skorygowana.
60
──────


wsparcia, opieki, i skłaniając głowę na jego ramię, wybuchnęła spazmatycznym płaczem. Zdawało się jéj, iż po ciosie, jaki ją spotkał, kochała go więcéj jeszcze. On był teraz dla niéj jedyną ostoją, podporą jedyną. Przerażona nagle poniesioną stratą, pomyślała, iż stracić go może także, i garnęła się do niego, jakby osłonić mogła swą miłością od niewidzialnych pocisków śmierci.
Ryszard przycisnął ją do siebie. Miał do tego prawo. Wszak wczoraj jeszcze uroczyście zaręczyli się z sobą. Rozciągając nad nią swą opiekę, wyprowadził ją z tego żałobnego pokoju, a wychodząc dał znak Stanisławowi, by oderwał Jadwinię od martwych zwłok. Ale Stanisław z twarzą ukrytą w dłoniach nie zdawał się go słyszéć.
Marcela dała powodować sobą; pozwoliła odprowadzić się do swego pokoju, posadzić na szezlongu, pozwoliła mu nawet odejść od siebie. Pojęła, że on teraz musiał objąć ster domu i to sprawiało jéj rodzaj ulgi.
Z Jadwinią sprawa okazała się trudniejszą. Było to dziecko jeszcze, uczucia jéj były niepohamowane. Trzeba było gwałtem prawie oderwać ją od ojca. A gdy wreszcie znalazła się przy siostrze, rzuciła się na poduszki kanapy, daremnie starając się uspokoić łkania namiętne.
Kiedy umiera ubogi, boleść rodziny komplikuje się niepokojem o koszta pogrzebu. Tutaj przynaj-