Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/68

Ta strona została skorygowana.
64
──────


ska do prowadzącego ją męża. — Już to w czarnym kolorze tylko młodym do twarzy.
Mówiła to w ten sposób, by mogła usłyszéć ją wiekuista rywalka, pani Kalicka, z którą zawsze jak na złość spotkać się musiała. Dodała więc głośniéj podnosząc w górę świeżą twarzyczkę, która wyzywała śmiało promienie słoneczne.
— Nie ma to jak młodość!
Po chwili zapomniała o swojéj rywalce, pochwycona codziennemi warunkami życia i mówiła, zwracając się do jednéj ze znajomych, znajdującéj się blisko:
— Ten pogrzeb trwać będzie bardzo długo, a ja mam dzisiaj obiad proszony.
Zdwajała kroku, jakby mogła tém samém przyspieszyć pochód żałobnego orszaku, a tymczasem ujrzała pana Henryka, jednego ze swych stałych wielbicieli, kiwnęła na niego nieznacznie mufką, by się przybliżył.
P Henryk nie dał sobie dwa razy tego rozkazu powtó  yć; rzucił się pomiędzy tłum i roztrącając go walecznie, znalazł się niebawem przy boku pani Mulskiéj, bez względu na ściągające go oburzone spojrzenia.
Pani Mulska zwróciła się do niego i szeptała coś, na co on wybuchał tłumionym śmiechem. Mąż, który ją prowadził, był zawsze taki poważny, iż dziwić