Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/75

Ta strona została skorygowana.
71
──────


—- Potrzebowaliśmy go wszyscy. Dziś jednak należy rozpatrzyć położenie i zastosować się...
Stanisław przerwał mu skinieniem ręki, pełném zniechęcenia.
— Nie ma się do czego spieszyć — szepnął posępnie.
— Jakto!
— No, tak. Wiadomo przecież, że ojciec majątku żadnego nie miał, z pewnością i kapitałów nie zebrał.
— Więc w takim razie...
Niedokończył zaczętéj myśli ale wpatrzył się w Stanisława badawczo... On wzrok ten zrozumiał, bo odparł:
— Tak, tak, mamy prawdopodobnie bardzo mało, albo nawet nic zgoła. Czyż nie wiedziałeś o tém?
Ryszard umiał panować nad sobą, twarz jego nie drgnęła.
— Nie, nie wiedziałem — odparł z prostotą.
Była chwila milczenia — długa.
— Więc cóż teraz będzie? — zapytał wreszcie Ryszard.
Stanisław strząsnął niecierpliwym ruchem popiół z cygara, który osypał tureckie obicie fotelu i dywan, zaściełający ziemię.
— Właśnie — rzekł — myślałem o tém, chciałem, się ciebie zapytać.
Brwi Ryszarda się zbiegły.