Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/82

Ta strona została skorygowana.
78
──────


ważą ich wartość. Potrzeba będzie sprzedać wszystko, ażeby je zaspokoić.
Sprzedać — były to pierwsze słowa, mające dla niéj określone znaczenie. Sprzedać, rozstać się z przedmiotami, do których przywykła od dzieciństwa...
— Ha! skoro tak trzeba... — wyrzekła po długiéj chwili, podnosząc głowę spuszczoną, jakby w głębi serca spełniła już tę ciężką ofiarę.
Miała nadzieję, że on teraz myśl jéj skieruje ku przyszłości, że przemówi wyraźnie i wzamian za to, co porzucić musiała, ofiaruje schronienie w tém nowém gniazdku, o którém już rozmawiali nieraz. Wszak on powinien zabrać ją jak swoją z tego opustoszałego, zrujnowanego domu, co przestał do niéj należéć, gdzie za chwilę zapewne zleciéć się miała ćma wierzycieli i zagrabić to wszystko, co jéj drogiém było.
Spojrzała na Ryszarda. Oczy miał spuszczone, był bardzo blady i z tego zapewne powodu ciemna linia brwi złączonych rysowała się wyraźnie, nadając jego twarzy ostry wyraz. Czekała przez chwilę, ale ta twarz miała coś nieubłaganego, w miarę, jak się w nią wpatrywała, przebiegało ją nerwowe drżenie, bo on nie był podobnym do kochanka; przywodził raczéj na myśl człowieka, co wyrwał z piersi uczucie, i pełna przerażenia, bólu, niepewności, zawołała:
— Ryszardzie!