Strona:PL Marx Karl - Kapitał. Krytyka ekonomji politycznej, tom I, zeszyty 1-3.pdf/783

Wystąpił problem z korektą tej strony.

miesięcznego bezrobocia.... Trudno mi było dotrzeć do bramy domu roboczego (w Poplar), gdyż była formalnie oblężona przez tłum wygłodniały. Ludzie ci mieli otrzymać kartki na chleb, lecz jeszcze nie nastąpił moment rozdawania tych kartek. Podwórze stanowi duży kwadrat, okolony daszkiem, biegnącym wzdłuż ścian. Bruk na środku podwórza zawalony był wielkiemi kupami śniegu. Pośrodku również było parę małych placyków, ogrodzonych płotami z chróstu, coś nakształt owczarni, gdzie ludzie pracują przy znośnej pogodzie. W dniu mej bytności jednak „owczarnie“ te były tak zawalone śniegiem, że niktby tam nie usiedział. Ale ludzie pracowali pod daszkiem, mianowicie kruszyli kamienie na szuter, używany do brukowania szosy. Każdy siedział na wielkim kamieniu i ciężkim młotem kruszył złom granitu, okryty soplami lodu, dopóki nie utłukł w ten sposób — pomyśleć tylko! — 5 buszli miału. Wtedy dopiero kończył się jego dzień roboczy, i otrzymywał on 3 pensy i kartkę na chleb. W innej części podwórza znajdował się mały i nędzny domek drewniany. Uchyliwszy drzwi, zobaczyliśmy w nim gromadę mężczyzn, stłoczoną widocznie poto, żeby grzać się; wzajemnie. Skubali oni stare liny okrętowe i spierali się, kto z nich najdłużej zdoła pracować przy najmniejszem pożywieniu; wytrzymałość była ich point d‘honneur [punktem honoru]. W tym jednym tylko domu roboczym.... otrzymywało zapomogi 7,000 bezrobotnych.... w tej liczbie setki wykwalifikowanych robotników, którzy 6—8 miesięcy temu otrzymywali płace, zaliczane do najwyższych w naszym kraju. A liczba ich byłaby dwakroć większa, gdyby nie to, że tak wielu, po wyczerpaniu całych swych oszczędności pieniężnych, stroniło jednak od zapomogi parafjalnej, dopóki miało choć cośkolwiek do zastawienia.... Wychodząc z domu roboczego„ przeszedłem się po ulicach, wśród przeważnie jednopiętrowych domków, tak licznych w Poplar. Przewodnikiem moim był członek komitetu bezrobotnych. Pierwszy dom, do któregośmy weszli, należał do robotnika z fabryki żelaza, bezrobotnego od 27 tygodni. Znalazłem go wraz z rodziną w tylnym pokoju. Pokój ten niecałkiem był jeszcze ogołocony z mebli, a na kominku palił się ogień. Było to konieczne dla uchronienia od zimna bosych nóżek dziatwy, gayż dzień był mroźny. Przed kominkiem, na talerzu leżały pakuły, które żona i dzieci skubały wzamian za kartkę na chleb z parafjalnego domu roboczego. Mąż pracował na opisanem już podwórku za kartkę na chleb i 3 pensy dziennie. Przyszedł obecnie do domu na