Strona:PL Marya Konopnicka-Poezye w nowym układzie V Z mojej księgi 164.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Jakim się pierś jej porusza oddechem?
Z czem się przebudzi — ze łzą, czy z uśmiechem?
Ale muśliny kryły ją zazdrośnie
Przed strzałką słońca, czatującą skośnie
Poza kratami liści i gałązek...
Włos, rozpleciony z jedwabnych zawiązek,
Po trawie spływał, niestrzeżony, wolny...
Tuż obok stanął krasny maczek polny,
I nie zaręczam, czy nie myślał sobie:
»Ej, pocałuję!... ej, figla jej zrobię!»
A ona z takiem zaufaniem spała
Tuż przy psotniku... Krew we mnie zawrzała!
Ten polny maczek zdał mi się zuchwalcem,
Współzalotnikiem, zdrajcą i padalcem!
Z goryczą w sercu począłem rozważać
Jej dziwną płochość... Mogłaż się narażać
Na to sąsiedztwo? Nie byłaż to zdrada?
Ten maczek stoi, patrzy, choć nie gada,
Ale mu wszystka krew do twarzy bije...
A nuż naprawdę on czuje i żyje?
Stoi tak blizko, dość mu schylić głowę
I pocałować jej usta różowe,
W śnie rozchylone, jak otwarty kwiatek...
A tu drużyna cała traw zielonych
Kiwa się, prawiąc, jakby grono swatek,
Na to wesele zdrajcy zaproszonych!...
Uczułem zazdrość i gniew tak kipiący,