Strona:PL May - Matuzalem.djvu/117

Ta strona została skorygowana.

Ik kan niet; ik word sterven! — Nie mogę ja umrę!
— Zostaw go! — zawołał Matuzalem, który tymczasem wraz z newfundlanczykiem wszedł na schody. — Nie zakłócaj spokoju nieboszczyka. Niech nu ziemia lekką będzie! My mamy co innego do roboty. Na górze, na pokładzie roznosi się zachwycający zapach. Mam wrażenie, że to pierwszorzędny obiad. Czuję rumsztyk z kartoflami; pachnie również sałatą z seleru — zapewne drugie danie. Chodź-że prędzej na górę. Godfrydzie! Nie powinniśmy zaniedbać okazji zjedzenia chińskiego obiadu!
— Rumsztyk? — zawołał grubas, uwalniając uszy. — Sałata z seleru? Obiad na chińskim okręcie? Ja też chcę jeść. Idę z wami!
Czego nie potrafił dokazać Godfryd obojem to łatwo przyszło Matuzalemowi powyższem oświadczeniem. Grubas nie mógł się oprzeć pokusie rumsztyka; zerwał się na równe nogi, zpowrotem nasadził tornister na lufy, uchwycił parasol i wspiął się na drabinę z werwą, której niktby się po nim nie spodziewał. Godfryd ze śmiechem szedł za nim; śpieszył się, aby Matuzalemowi wręczyć fajkę.
Z początku nie widać było nikogo. Ani śladu zapachu mięsa. Z ust Holendra wyrwał się okrzyk rozczarowania.
— Jestem przerażony — nic się tu nie gotuje!
Wysuwał nos we wszystkich kierunkach, ale nic nie czując, rozwinął gniewnie parasol i zawołał:
Ik houd niet san zulk een gedrag; ik loop

113