— Najświetniejszego w święcie. Nazywał się A-dam. Chyliły się przed nim wszystkie stworzenia ziemi, a był on ojcem wszystkich królów i cesarzy. Moje imię zatem wystarczy; mogę chyba nie wymieniać imion moich pozostałych towarzyszów. Każdy z nich jest tao-kuang[1] w swej ojczyźnie, i kiedy odbędziemy razem podróż, poznacie dziesięć tysięcy zalet każdego. Przedewszystkiem jednak chcemy wiedzieć, ile trzeba „nóg wodnych“, aby dotrzeć z wami do Kantonu?
— Pan okrętu powiedział mi, że zażądał po dolarze od osoby. Ale skoro jesteście tak znakomitymi ludźmi, sądzę, że dacie nam obu jeszcze kom-tsza[2]
— Dostaniecie po dolarze.
— Panie, wasza łaskawość jest nad oczekiwanie wielka. Jeśli natychmiast dacie nam pieniądze, będziecie mogli przyjrzeć się kong-pitowi.
Turnerstick i mijnheer zapłacili po dwa dolary, Matuzalem — za siebie, Godfryda i Ryszarda — cztery dolary, a zatem obaj marynarze dostali trzy dolary napiwku, co ich nadzwyczajnie ucieszyło.
Tymczasem pokład powoli zaludniał się załogą. Majtkowie skupili się dookoła steru. Dwaj chińczycy odłączyli się od gromady i powoli zaczęli podchodzić ku cudzoziemcom. W jednym Matuzalem poznał właściciela okrętu. Drugi nosił coś w rodzaju mniszego habitu. Zapewne był to hiang-kung, kapelan okrętowy.
Pierwszy odebrał od kapitana pieniądze za prze-